Krzysztof Wielicki – Polish Winter Expedition 1980 – part 1

Polish Winter Expedition 1980
1st winter Summit / Zdobycie Mt. Everest
story by : Krzysztof Wielicki

Kliknij na obrazku aby go powiekszyc Kliknij na obrazku aby go powiekszyc

Po założeniu bazy na lodowcu Khumbu, 5 stycznia 1980 roku rozpoczęliśmy zakładanie poręczówek i obozów na drodze normalnej. Wciągu 10 dni mieliśmy gotowe trzy obozy. Przez kolejnych kilkanaście dni nie mogliśmy nic zrobić z powodu huraganowych wiatrów, a czas nieubłaganie uciekał. Mieliśmy zezwolenie na pobyt tutaj do końca lutego, ale kierownik wyprawy Andrzej Zawada obiecał, że zakończymy działalność dwa tygodnie wcześniej. Szerpowie pocieszali nas i przepowiadali rychłą poprawę pogody. Wiatr powoli zaczął przycichać i mogliśmy ruszyć w górę. Dopiero 11 lutego zespół w składzie Walenty Fiut, Leszek Cichy i ja osiągnął po raz pierwszy Przełęcz Południową (ok. 8000m.). Rozbiliśmy namiot i założyliśmy ostatni obóz. Kilka kolejnych dni poświęconych było na aklimatyzację i donoszenie sprzętu – butli z tlenem, od których zależał udany atakszczytowy. Po nas na Przełęcz Południową dotarli Andrzej Zawada i Ryszard Szafirski. Rysiek usiłował zanieść butle z tlenem na niższy Południowy Wierzchołek (ok.8750m.), ale udało mu się wnieść je tylko około 150 metrów wzwyż. 14 lutego na Przełęcz Południową dotarli Andrzej Heinrich i Szerpa Pasang Norbu, którzy nazajutrz podjęli nieudany atak szczytowy. W międzyczasie Zawada z Szafirskim rozpoczęli zejście z Przełęczy Południowej. Szafirski był w dużo lepszej formie schodził więc szybciej, ale zapewniał, że Andrzej lada chwila dotrze do„trójki”. Mijał czas, zapadł zmrok, a Andrzeja ciągle nie było.Szafirski jako jego partner czuł się odpowiedzialny za zaistniałą sytuację, że opuścił go po drodze. Nie umiał znaleźć sobie miejsca.Gdyby tylko mógł, ruszyłby do góry, ale po całym dniu akcji nie miałjuż sił. Przez radiotelefon trwała dyskusja kto ma iść szukać Andrzeja.Uważaliśmy, że na pomoc Zawadzie powinni ruszyć Heinrich i Pasang, którzy zdążyli już odpocząć na Przełęczy i nie bardzo kwapili się do jutrzejszego ataku, a idąc z góry doszliby do niego dużo szybciej. O ósmej urwała się z nimi łączność.

Godzinę później uznaliśmy z Leszkiem, że nie można dłużej zwlekać. Ubrałem się, założyłem raki, wziąłem latarkę i poszedłem się rozejrzeć. Z samego obozu nie było widać drogi na Przełęcz. Żeby ją zobaczyć, musiałem zrobić spory trawers i wyjść poza zasłaniającą widok ściankę lodową.Kiedy się tam znalazłem, od razu zobaczyłem mrugające w oddali światełko. Zorientowałem się że jest za bardzo z boku. Przyszło mi na myśl, że albo spadł, potłukł się i nie ma siły iść, albo zwyczajnie zgubił drogę. Zaraz przypomniałem sobie te kłopoty Andrzeja ze wzrokiem, te jego wiecznie parujące okulary. Zawsze kazał sobie czytać a teraz mógł po prostu czegoś nie zauważyć, zgubić czekan, złamać rękę lub nogę. Zacząłem krzyczeć, że jest za nisko, że musi podejść. Po chwili światełko drgnęło, wolniutko przesunęło się w górę, zatrzymało się, znów drgnęło. Odetchnęliśmy. Wiedzieliśmy już, że Zawadzie nic nie jest, że zabłądził, ale może iść o własnych siłach. Najbardziej bałem się schodzenia do Andrzeja po nieporęczowanym lodowym stoku. W górę idzie się w miarę bezpiecznie, ale w dół nawet za dnia nietrudno się potknąć, przewrócić, zjechać kilkaset metrów. Gdy dotarliśmy do niego Leszek podał mu gorący bulion i środki rozszerzające, gdyż skarżył się,że nie czuje stóp. Po chwili Andrzej poczuł się lepiej i powolutku doprowadziliśmy go do poręczówki którą zgubił podczas feralnej przepinki. Podczas schodzenia, zaczęły dokuczać mi palce odmrożone podczas poprzedniej wyprawy. Przyspieszyłem więc i dotarłem do obozu pierwszy. Leszek przyszedł pół godziny później. Była szósta rano. Akcja zajęła nam praktycznie całą noc. Byliśmy tak zmęczeni, że o porannym wejściu na Przełęcz nie mogło być mowy. Zdjęliśmy tylko raki i w butach w całym ubraniu walnęliśmy się do śpiworów. Drzemaliśmy zmordowani, a Szafirski tylko serwował nam kolejne herbaty i kawy.

Kiedy my odpoczywaliśmy w „trójce” Heinrich z Pasangiem podjęli pierwszą praktycznie próbę zaatakowania szczytu. Pogoda była stosunkowo niezła,wiatr dość słaby, dopiero po południu zaczął prószyć śnieżek. Zyga był w doskonałej formie, Pasang też. Mieli ogromną szansę na to wejście -tylko że w nią nie wierzyli. Tego samego dnia zeszli z Przełęczy,wpadli do „trójki” napić się czegoś i pobiegli z Szafirskim na nocleg do „dwójki”.

Polish Winter Expedition 1980 - Leszek Cichy Krzysztof Wielicki Andrzej Zawada
Członkowie wyprawy : Leszek Cichy, Krzysztof Wielicki, Andrzej Zawada

* sylwetka  himalaisty : – Krzysztof Wielicki the famous Polish climber./ Version polish and english /

* wszystkie posty o wyprawie :

Polish winter expedition 1980 – part 1

Polish winter expedition 1980 – part 2

Polish winter expedition 1980 – part 3

Polish winter expedition 1980 – part 4

* Zobacz :

30 rocznica PIERWSZEGO zimowego wejścia na Mt. Everest: droga do sukcesu.

* Polish Himalayas – Become a Fan

goryonline.com

** zapraszam na relacje z wypraw polskich himalaistów.

AddThis Feed Button


zapraszam do subskrypcji mego bloga

6 Responses

  1. I met you on the Polish winter expedition in 1980 at Everest Base Camp and then again in 1981 at the Polish club in Ashfield, Australia. My name is Joseph Karauda.

    I have been reading about you and your many expeditions recently in Pakistan in the National Geographic.

    I would love to hear from you again.

    Joseph Karauda

    ckarauda@mpx.com.au

  2. Thanks for sharing your thoughts on craigslist proxy.
    Regards

  3. I’m gone to say to my little brother, that he should also pay a quick visit this blog
    on regular basis to get updated from most up-to-date reports.

  4. […] who was the second, after R.M, to climb the crown of the Himalayas. – Krzysztof Wielicki the first summiter of the Everest in winter (at present he is the head of the Polish K2 Winter Expedition team) – Wanda Rutkiewicz, Piotr […]

Leave a comment